piątek, 4 września 2015

BESKID SĄDECKI - Miejsce Magiczne

Ziemio piwnicańsko nopiykniejsy w świecie haftuwany kwietnom tęcom zielony gorsycie, spod kozuska dorni bijom źródoł serca do Poprodu siwego jak łocy dziewcęcia w warkoc pól jarcanych wplotos modre stązki na ramieniu gór kładzies biołych chmur łoktuski strojno dzwonka kwieciem, trześni korolami to jak młode dziopie pomykos z sarnami to jak staro babka grzejes ściyzek kości łocy chołp kryjes gontami - wypatrujes gości; przed wychodem słonka śpiywos z rannem ptoskiem jak wiecór dzień kono gasis w wodzie blaski staleś równo piykno, cy wiosno rozkwito cy lato urodne drzymie w kłoskach zyta cy jesień łogniska poli nad bukami zima łokienecka stroi paprociami; zasiołaś sie w sercu, przysłoniułaś łocy w usy wlołaś posum lasów na ubocy choćby mie los stela wyrwoł z korzeniami to ptoskiem tęskności - wróce sie z chmurami."Śladem Serdecznym" - Wanda Łomnicka - DulakZawsze kiedy za Barcicami wjeżdżamy między góry, a przed Rytrem po lewej majestatycznie spogląda na nas Makowica, Sev cytuje dwa pierwsze wersy tego wiersza.

Dwa pierwsze bo więcej niestety nie umie i by umiał na razie się nie zapowiada...ale gdzieś tam na drodze nr 87 przekraczamy tą magiczną granice.Granice między szarą codziennością, a  tymi miejscami w które chce się wracać wciąż i wciąż... tam gdzie jest nam dobrze.W 2010 r wróciliśmy tam z radością. Nawet nie było problemów ze wstaniem o 04.30.Ktoś zapyta po co wstawać nad ranem skoro do Piwnicznej raptem 100 km z małym haczkiem ? A no po to, by "przelecieć" przez Nowy Sącz przed porannym szczytem, a śniadanie (sałatkę z gyrosem) skonsumować na ławce nad Popradem. ku małemu zdziwieniu dwóch wędkarzy popijających Harnasia.Zdjęcie powyżej to miejsce konsumpcji śniadania. (Niestety, zostało zrobione późnym popołudniem w innych okolicznościach)

Zdjęcia sałatki -  nie mamy :)Mamy za to duży komfort, ponieważ posiadamy rodzinę w Piwnicznej Zdrój, więc po primo zawsze jest jakiś pretekst aby tam pojechać, a secundo mamy taką swoją bazę wypadową w której możemy zostawić np. samochód.Plan był prosty i dwudniowy. Autkiem do Piwnicznej, a potem Busem do Rytra, na Cyrlę, na Hale Łabowską.. a potem zobaczymy...W Rytrze wstąpiliśmy na zamek, byliśmy na nim już kilkakrotnie ale jak już się jest to dlaczego nie zajrzeć. Poniżej ruiny zamku i prace zabezpieczające. (chyba) :) Powyżej widok z ruin zamku w kierunku wsi. Trochę zasapaliśmy się w drodze na zamek, ale jak to wiadomo, źle idzie się do pierwszego zmęczenia. Potem nogi same nas niosły.Z Rytra na Cyrle idzie się "czerwonym szlakiem." Jest to główny szlak beskidzki. Zaczyna się w Ustroniu Śląskim, a kończy w Wołosatem - albo odwrotnie -  jak kto woli.  między Rytrem, a Cyrlą Mieliśmy przyjemność w 2007 roku przejść się trochę dłużej "czerwonym szlakiem" z Rytra na Folusz (Beskid Niski) i zajęło nam to cztery dni - wspominamy go bardzo miło, ale to inna historia. Spotkaliśmy wtedy trzy dziewczyny z Beskidu żywieckiego które szły do końca tzn do Wołosatego. Z tego co pamiętamy jedna z nich miała jakiś uraz kolana i lekarz w Krynicy kazał jej wracać do domu, jednak poszły dalej...Ciekawe co z nimi ? :)No i zaniosły nas te nogi na tą Cyrlę, na to małe, ale za to jak przytulne schronisko. Małe schronisko.... i tu pierwsze zaskoczenie.O ile Schronisko Cyrla w 2007 roku wyglądała tak jak poniżej.To w zeszłym roku, przywitała nas tak.Mamy więc kolejny pretekst by wybrać się tam ponownie. W chwili gdy siedzieliśmy tam, popijali Kasztelana i  z niecierpliwością oczekiwali na "Naleśniki z Bajerami" w dobudowanej części trwały intensywne prace budowlane. Kasztelan, a potem Grybowskie, smakowały nam baaardzoooo...Jak bardzo? To może przedstawimy za załączonym poniżej obrazku nadgryzionych  "Naleśników z Bajerami" Schronisko na Cyrli prowadzą podobno ludzie, którzy prowadzili wcześniej Schronisko na Hali Łabowskiej - jak widać Cyrli to służy...Hali Łabowskiej mniej... ale o tym za chwilę. Posiedzieliśmy, poleżeli na ławeczkach trochę i poszliśmy dalej pasmem Jaworzyny...Domek na fotce powyżej.  Raj na ziemi?Nocowaliśmy na Hali Łabowskiej, którą darzymy wielkim sentymentem. Schronisko PTTK z bardzo fajnym widokiem. Jednak "łabowska" tym razem lekko nas rozczarowała.Po pierwsze ceny... Uważamy że za wysokie. Rozumiemy że góry, że trzeba to wszystko przywieźć, ale produkty z "Biedronki" w kosmicznych cenach... hmmm, albo piwo Grybowskie, 6 albo 7 zł... w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy browarze w Grybowie i kupili sobie zgrzewkę po 1,90 zł sztuka...może lepiej zejść troszkę z ceny i sprzedać więcej?? Po drugie "otoczenie" schroniska ... Trochę brudno, puszki, śmieci przy miejscu ogniskowym, wokół schroniska trawy po pas...Kilka lat wcześniej były tam kwiatki czyściutko i w ogóle ach, och, ech...może do dziś się zmieniło..??? Miejmy nadzieje...Na którymś internetowym forum poświęconym Beskidom, czytaliśmy że kilka lat temu na Łabowskiej zmienili się właściciele (a może  ajenci), wcześniejsi odeszli, ale klimat zabrali razem z sobą...Ale dajmy już spokój narzekaniom... w sumie to gorzej bywało (w innych górach)  -  a chwaliliśmy :)Łabowska to Łabowska, dla nas miejsce magiczne :)Schronisko niewiele się zmieniło od lat 70 -tych XX wieku. Ma ten sam stary urok PRL-owskich schronisk, gdy po górach  chodziło wiele, wiele więcej osób...Podobne jest do Prehyby i do tego na Turbaczu. Troszkę nas chłód na zewnątrz przenikał, ale posiedzieliśmy trochę na polanie, posączyli trochę piwka i wcześniej poszliśmy spać, raz że lekko zmęczeni, a dwa że w planie były zdjęcia wschodu słońca, na który to mieliśmy widok... i w sumie to nam te widoki wszystko zrekompensowały. :)Pobudka o 04:00 i migawki poszły w ruch, a nam serducha jakby szybciej biły Jednak co dobre szybko się kończy. Zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy że jednak nie zejdziemy do Krynicy tylko wrócimy kawałeczek i niebieskim szlakiem zejdziemy do Łomnicy, a z niej górami do Piwnicznej.Do Krynicy z Łabowskiej już kiedyś szliśmy, więc padło na Łomnice. Okazało się że był to najlepszy wybór tamtego dnia...Widoki niesamowite, a i Tatry odkryły się pięknie...Jeszcze tylko kawka... szkoda że w kubku po zupie...w "normalnym" smakowała by lepiej... :) Po 10 minutach marszu, odpoczynek... dość długi... :)    Z tego siedzenia zgłodnieliśmy trochę i pomalutku zeszliśmy do Łomnicy, po drodze spotkaliśmy taki oto wodospadzik, chyba jest on na potoku Łomnica   ale głowy nie damy...Po zaopatrzeniu się kiełbase i piwo,   z Łomnicy udaliśmy się na wzgórze Bucznik, celem  kolejnego odpoczynku.A oto i Bucznik i widoki z niego.Oj posiedzieliśmy tam, posiedzieli, no ale ileż można. Pomalutku zeszliśmy do Piwnicznej i juz się jakoś smutno robiło że się do końca zbliżamy.. Ale "Coś się kończy, coś się zaczyna..." Aga koniecznie musiała obfotografować drewniane chaty.jak i samą PiwnicznąPowyżej źdródło piwniczanki.. ale nie tej butelkowej. Ta tryskająca jest pyszna, lekko słona i zalatuje zgniłymi jajkami... ale naprawde pychota :)Tak to nam zleciały dwa dni gdzieś w 2010 r. A ostatnio wspomnienia, strasznie o sobie przypominały...Nosi nas strasznie... Chyba Beskid woła...Pozdrawiamy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz