piątek, 4 września 2015

200.

pieczona owsianka z jabłkiem i wiórkami kokosowymi

200 śniadań za mną.! 200 cudnych śniadań z Wami. A dopiero pamiętam jak zakładałam bloga. ! :))

A śniadanie.? Pysznie chrupiące z zewnątrz i idealnie miękkie w środku <3

201.

owsianka z bananem, świeżym ananasem i czekoladą

199.

gofry z serkiem wiejskim, bananem i cynamonem

Połączenie na pewno do powtórzenia, coś przepysznego.! :D 

A tak w ogóle, to dlaczego jak mam iść do szkoły na zewnątrz jest ciepło i słonecznie.? :( 

107.

Pochyłego możecie nie czytać, bo to trochę przynudzania będzie ...

 Jeden wieczór potrafi odmienić to, co myślimy o sobie. I to ostro. Wczoraj na spontan, wieczorem wyszło że moi znajomi z klasy z gimbazy (z resztą w większości i podstawówki) robią ognisko. Moje spotkania z nimi zazwyczaj się dobrze nie kończą, no ale cóż, nie można być taką antyspołeczną.Alko się lało litrami, jak to zwykle u nas bywa, o jedzeniu nikt nie pomyślał, jakiś tam bochenek chleba był, ale kilka osób gastro miała, bo marysie też załatwili. Ja nie piłam, polewali mi, a ja ciągle komuś innemu podawałam tym co zdążyli się już najebać i nie wiedzieli czyj kubek biorą ^^ A jak wszyscy dookoła pijani łatwo udawać pijaną, z resztą gdybym nie wiedziała że jestem trzeźwa po zachowaniu sama bym myślała że w 3 dupy jestem najebana :3 Bardzo fajnie było tak nawiasem mówiąc, pośpiewaliśmy, potańczyliśmy (kilka osób od ogniska odsuwałam, ale tego że myślałam o tym nikt pamiętał nie będzie ).

No i do sedna przechodząc, jak usiadłam na kawałek zaraz koło mnie siadł kolega (moja pierwsza love z podstawówki, kiedyś mnie ganiał żeby mnie pocałować, w 3 podstawówki mi się oświadczał, w 6 było "chodź malutka zrobimy krasnoludka", razem siedzieliśmy w ławce, uczył mnie jak się gra w Tibie, dziecięca miłość taka, w gimbazie jakby to przeszło), a że był najebany gadanie/zwierzanie mu się zaczęło. I tak oto dowiedziałam się że on na serio mnie kochał, całe gimnazjum, i że dalej mnie kocha, i że jestem okrutna, bo na ogniskach w wakacje w zeszłym roku całowałam się z innym, na chama na jego oczach, i że za każdym razem jak gadam z innym chłopakiem łamie mu serce. Z jednej strony takie gadanie głupot, najebany w końcu, a z drugiej, jak moje zwierzenia po pijaku kilka razy nagrywali a potem mi puszczali to... no cóż, były to rzeczy których bym nie powiedziała, ale były prawdą.Po pijaku każdy jest szczery. A poza tym on mi płakać zaczął.

Nie wiedziałam jak zareagować, on po chwili zaczął mi na ramieniu przysypiać, to o przytuliłam i zaczęłam rozkminiac, że skoro ja kogoś nieświadomie kogoś tyle czasu raniłam, to czy ktoś kto rani mnie zdaje sobie z tego sprawę? Poza tym zawsze myślałam że nie jestem w stanie kogoś zranić (psychicznie), a tu się niezłą suką okazałam, a nie ofiarą którą tylko inni ranią...

I w ogóle będę musiała kiedyś z tym kolega normalnie na trzeźwo pogadać, może jakoś okrężnymi tematami dojdę czy miałoby sens o nim inaczej niż o koledze pomyśleć.Może nie podoba mi się jakoś bardzo (nie mój gust), ale zawsze taki... kochany jakby był. Taki jak przyjaciel.

I w skrócie dla tych co nie przeczytali ;). Wczoraj wieczorem tak spontanicznie wyszło że byłam na ognisku, ale nie zawaliłam, nie jadłam i nie piłam, ogólnie bardzo spoko było ;)

Dzisiaj zaraz idę na rower, post i tak długi, to jakiejś konkretnej tematyki nie poruszam. Miałam dzisiaj fazę na gotowanie, po swoich plackach zrobiłam jeszcze drugie dla rodzinki (zaczynają lubić moje zdrowe żarcie O.o nawet tata O.o). A teraz się piecze dla siostry sernik, o który od tygodnia mnie męczy ;) Jeszcze mamie rybę pomagałam zrobić, jak sobie obiad zrobiłam jeszcze im drugi taki sam jak sobie dorobiłam, i nie ruszyłam niczego co nie było zaplanowane ;)

Bilans:

śniadanie:placki owsiane bananowe z serkiem tutti waniliowym i wiórkami kokosowymi

obiad:

qurrito w mojej odchudzonej wersji

kolacja:

jogurt naturalny z musli, odrobiną słonecznika, pestek dyni, migdałów, suszoną śliwką, morelą, żurawiną i siemieniem lnianymśniadanie obiad :d prawie jak kfc ;)Kolacja ;) mimo ilości składników malutka ;)

Trzymajcie się ;***

106.

 Od cholery zajebistych spodni było. No ale teraz w żadnych nie wyglądałam dobrze, jak tłusta świnia może dobrze wyglądać w czymkolwiek. Przyjaciółka się ogarnęła, i chudnie. Ja też się ogarnęłam, ale dlaczego po mnie nic nie widać? Dlaczego spodnie w rozmiarze który nosiłam miesiąc temu nie są nawet o odrobinę luźniejsze? Ona w dodatku je 1200 i mniej ćwiczy, a efekty widać ;( Ja czuję ten swój tłuszcz. On wręcz boli. Czuje jego każdy kilkogram na brzuchu, czuję wielką dupę, ogromne uda ciążą mi przy każdym kroku. Wydaje mi sie że jak idę każdy patrzy z myślą "boże, to powinno z domu nie wychodzić"

No ale kupić coś mimo wszystko mi się udało. Sukienka, koszulka, kapelusz, trochę kosmetyków ;)Koszulka <3 Czarna, luźna, a S ;)Sukienka. Mimo że mierzyłam niebieską, w końcu stwierdziłam że nie mam do niej butów, i wzięłam tą z brzoskwiniowym ;) Cały fason i rozmiar ten sam, co niebieska ;) (XS)No i standardowo, kosmetyki musiały być ;) Krem do rąk, do stóp i szampon do włosów (przeczytałam że za każdym razem powinno używać się innego więc zbieram, niedługo z każdej firmy będę mieć xD )

 Bilans:

smoothie morelowo-brzoskwiniowe

inka błonnik z mlekiem

jogurt naturalny pitny 500ml

smoothie bananowy z łyżeczka otrębów i wiórkami kokosowymiSmoothie bananowy, a w tle nowy kapelutek ;dMój dzisiejszy jogurt. Katie schodzi na dobrą drogę. Te jogurty i serki 0% które mam w domu wykorzystam, i kupuje takie o normalnej zawartości, bez chemii, konserwantów i zagęstników (w tym skład mi się bardzo spodobał: mleko pasteryzowane, żywe kultury bakterii jogurtowych, kultury bakterii probiotycznych Lactobacillus casei, koniec, żadnego zagęstnika, żadnych konserwantów czy ulepszaczy, a był pyszny, 2% tłuszczu) Możecie się przygotować na wpis o produktach light ;)

Trzymcie się :***

Bananowe biscotti z ananasami

Jestem w trakcie przenosin bloga, dlatego ostatnio mniej skupiam się na zamieszczaniu postów, a raczej na układaniu nowego Yummy & Tasty. Z resztą, oczywiście pochwalę się Wam, gdy skończę. A na razie propozycja ciasteczek na niedzielę.

BESKID SĄDECKI - Miejsce Magiczne

Ziemio piwnicańsko nopiykniejsy w świecie haftuwany kwietnom tęcom zielony gorsycie, spod kozuska dorni bijom źródoł serca do Poprodu siwego jak łocy dziewcęcia w warkoc pól jarcanych wplotos modre stązki na ramieniu gór kładzies biołych chmur łoktuski strojno dzwonka kwieciem, trześni korolami to jak młode dziopie pomykos z sarnami to jak staro babka grzejes ściyzek kości łocy chołp kryjes gontami - wypatrujes gości; przed wychodem słonka śpiywos z rannem ptoskiem jak wiecór dzień kono gasis w wodzie blaski staleś równo piykno, cy wiosno rozkwito cy lato urodne drzymie w kłoskach zyta cy jesień łogniska poli nad bukami zima łokienecka stroi paprociami; zasiołaś sie w sercu, przysłoniułaś łocy w usy wlołaś posum lasów na ubocy choćby mie los stela wyrwoł z korzeniami to ptoskiem tęskności - wróce sie z chmurami."Śladem Serdecznym" - Wanda Łomnicka - DulakZawsze kiedy za Barcicami wjeżdżamy między góry, a przed Rytrem po lewej majestatycznie spogląda na nas Makowica, Sev cytuje dwa pierwsze wersy tego wiersza.

Dwa pierwsze bo więcej niestety nie umie i by umiał na razie się nie zapowiada...ale gdzieś tam na drodze nr 87 przekraczamy tą magiczną granice.Granice między szarą codziennością, a  tymi miejscami w które chce się wracać wciąż i wciąż... tam gdzie jest nam dobrze.W 2010 r wróciliśmy tam z radością. Nawet nie było problemów ze wstaniem o 04.30.Ktoś zapyta po co wstawać nad ranem skoro do Piwnicznej raptem 100 km z małym haczkiem ? A no po to, by "przelecieć" przez Nowy Sącz przed porannym szczytem, a śniadanie (sałatkę z gyrosem) skonsumować na ławce nad Popradem. ku małemu zdziwieniu dwóch wędkarzy popijających Harnasia.Zdjęcie powyżej to miejsce konsumpcji śniadania. (Niestety, zostało zrobione późnym popołudniem w innych okolicznościach)

Zdjęcia sałatki -  nie mamy :)Mamy za to duży komfort, ponieważ posiadamy rodzinę w Piwnicznej Zdrój, więc po primo zawsze jest jakiś pretekst aby tam pojechać, a secundo mamy taką swoją bazę wypadową w której możemy zostawić np. samochód.Plan był prosty i dwudniowy. Autkiem do Piwnicznej, a potem Busem do Rytra, na Cyrlę, na Hale Łabowską.. a potem zobaczymy...W Rytrze wstąpiliśmy na zamek, byliśmy na nim już kilkakrotnie ale jak już się jest to dlaczego nie zajrzeć. Poniżej ruiny zamku i prace zabezpieczające. (chyba) :) Powyżej widok z ruin zamku w kierunku wsi. Trochę zasapaliśmy się w drodze na zamek, ale jak to wiadomo, źle idzie się do pierwszego zmęczenia. Potem nogi same nas niosły.Z Rytra na Cyrle idzie się "czerwonym szlakiem." Jest to główny szlak beskidzki. Zaczyna się w Ustroniu Śląskim, a kończy w Wołosatem - albo odwrotnie -  jak kto woli.  między Rytrem, a Cyrlą Mieliśmy przyjemność w 2007 roku przejść się trochę dłużej "czerwonym szlakiem" z Rytra na Folusz (Beskid Niski) i zajęło nam to cztery dni - wspominamy go bardzo miło, ale to inna historia. Spotkaliśmy wtedy trzy dziewczyny z Beskidu żywieckiego które szły do końca tzn do Wołosatego. Z tego co pamiętamy jedna z nich miała jakiś uraz kolana i lekarz w Krynicy kazał jej wracać do domu, jednak poszły dalej...Ciekawe co z nimi ? :)No i zaniosły nas te nogi na tą Cyrlę, na to małe, ale za to jak przytulne schronisko. Małe schronisko.... i tu pierwsze zaskoczenie.O ile Schronisko Cyrla w 2007 roku wyglądała tak jak poniżej.To w zeszłym roku, przywitała nas tak.Mamy więc kolejny pretekst by wybrać się tam ponownie. W chwili gdy siedzieliśmy tam, popijali Kasztelana i  z niecierpliwością oczekiwali na "Naleśniki z Bajerami" w dobudowanej części trwały intensywne prace budowlane. Kasztelan, a potem Grybowskie, smakowały nam baaardzoooo...Jak bardzo? To może przedstawimy za załączonym poniżej obrazku nadgryzionych  "Naleśników z Bajerami" Schronisko na Cyrli prowadzą podobno ludzie, którzy prowadzili wcześniej Schronisko na Hali Łabowskiej - jak widać Cyrli to służy...Hali Łabowskiej mniej... ale o tym za chwilę. Posiedzieliśmy, poleżeli na ławeczkach trochę i poszliśmy dalej pasmem Jaworzyny...Domek na fotce powyżej.  Raj na ziemi?Nocowaliśmy na Hali Łabowskiej, którą darzymy wielkim sentymentem. Schronisko PTTK z bardzo fajnym widokiem. Jednak "łabowska" tym razem lekko nas rozczarowała.Po pierwsze ceny... Uważamy że za wysokie. Rozumiemy że góry, że trzeba to wszystko przywieźć, ale produkty z "Biedronki" w kosmicznych cenach... hmmm, albo piwo Grybowskie, 6 albo 7 zł... w drodze powrotnej zatrzymaliśmy się przy browarze w Grybowie i kupili sobie zgrzewkę po 1,90 zł sztuka...może lepiej zejść troszkę z ceny i sprzedać więcej?? Po drugie "otoczenie" schroniska ... Trochę brudno, puszki, śmieci przy miejscu ogniskowym, wokół schroniska trawy po pas...Kilka lat wcześniej były tam kwiatki czyściutko i w ogóle ach, och, ech...może do dziś się zmieniło..??? Miejmy nadzieje...Na którymś internetowym forum poświęconym Beskidom, czytaliśmy że kilka lat temu na Łabowskiej zmienili się właściciele (a może  ajenci), wcześniejsi odeszli, ale klimat zabrali razem z sobą...Ale dajmy już spokój narzekaniom... w sumie to gorzej bywało (w innych górach)  -  a chwaliliśmy :)Łabowska to Łabowska, dla nas miejsce magiczne :)Schronisko niewiele się zmieniło od lat 70 -tych XX wieku. Ma ten sam stary urok PRL-owskich schronisk, gdy po górach  chodziło wiele, wiele więcej osób...Podobne jest do Prehyby i do tego na Turbaczu. Troszkę nas chłód na zewnątrz przenikał, ale posiedzieliśmy trochę na polanie, posączyli trochę piwka i wcześniej poszliśmy spać, raz że lekko zmęczeni, a dwa że w planie były zdjęcia wschodu słońca, na który to mieliśmy widok... i w sumie to nam te widoki wszystko zrekompensowały. :)Pobudka o 04:00 i migawki poszły w ruch, a nam serducha jakby szybciej biły Jednak co dobre szybko się kończy. Zjedliśmy śniadanie i postanowiliśmy że jednak nie zejdziemy do Krynicy tylko wrócimy kawałeczek i niebieskim szlakiem zejdziemy do Łomnicy, a z niej górami do Piwnicznej.Do Krynicy z Łabowskiej już kiedyś szliśmy, więc padło na Łomnice. Okazało się że był to najlepszy wybór tamtego dnia...Widoki niesamowite, a i Tatry odkryły się pięknie...Jeszcze tylko kawka... szkoda że w kubku po zupie...w "normalnym" smakowała by lepiej... :) Po 10 minutach marszu, odpoczynek... dość długi... :)    Z tego siedzenia zgłodnieliśmy trochę i pomalutku zeszliśmy do Łomnicy, po drodze spotkaliśmy taki oto wodospadzik, chyba jest on na potoku Łomnica   ale głowy nie damy...Po zaopatrzeniu się kiełbase i piwo,   z Łomnicy udaliśmy się na wzgórze Bucznik, celem  kolejnego odpoczynku.A oto i Bucznik i widoki z niego.Oj posiedzieliśmy tam, posiedzieli, no ale ileż można. Pomalutku zeszliśmy do Piwnicznej i juz się jakoś smutno robiło że się do końca zbliżamy.. Ale "Coś się kończy, coś się zaczyna..." Aga koniecznie musiała obfotografować drewniane chaty.jak i samą PiwnicznąPowyżej źdródło piwniczanki.. ale nie tej butelkowej. Ta tryskająca jest pyszna, lekko słona i zalatuje zgniłymi jajkami... ale naprawde pychota :)Tak to nam zleciały dwa dni gdzieś w 2010 r. A ostatnio wspomnienia, strasznie o sobie przypominały...Nosi nas strasznie... Chyba Beskid woła...Pozdrawiamy

BIELENDA masełko do ust soczysta malina

Witajcie :) 

Dzisiejszy wpis będzie o pewnym maleństwie, które oferuje nam firma BIELENDA. 

Mowa tutaj o:

OD PRODUCENTA:

Masełko do ust Bielendy skutecznie pielęgnuje i regeneruje delikatny naskórek ust, likwidując uczucie spierzchnięcia, ściągnięcia i suchości. Zawartość intensywnie regenerujących i odżywczych składników jak: masło karite, masło kakaowe i wit. E, sprawia, że skóra ust szybko się odnowi, odzyska miękkość i zdrowy wygląd.

Dostępne w 3 wersjach zapachowych:

- zmysłowa wiśnia,

- troskliwa brzoskwinia,

- soczysta malina

SKŁAD:

CENA: około 7 zł

POJEMNOŚĆ: 15 g

OPINIA: 

- kosmetyk bardziej przypomina tłusta wazelinę a niżeli masełko do ust

- konsystencja jest zbita i twarda, jednak nie sprawia to problemu w wydobywaniu produktu

- produkt ma bardzo ładny zapach- malinki, malinki, malinki :) 

- masełko fajnie natłuszcza usta

- masełko chroni usta przed czynnikami atmosferycznymi

- produkt delikatnie nabłyszcza usta, nie nadaje jednak żadnego koloru 

- minusem (jak dla mnie) jest opakowanie, które nie jest zbyt higieniczne, ponieważ musimy w nim "grzebać" aby wydobyć produkt 

- zapach produktu jest bardzo na plus, piękna malinka 

Masełko bardzo fajnie się sprawdza i jest jak najbardziej godne polecenia. Fajnie nawilża, a do tego bardzo ładnie pachnie. 

Jego cena też nie jest zbyt wyniosła.

A jak u Was z masełkami do ust? Jak sprawdził się u Was ten z Bielendy, jeśli stosowałyście oczywiście? :) 

Pozdrawiam serdecznie :*

Balsam oliwkowy do ciała Isana

Witajcie po dłuższej przerwie, ale w każdym calu staram się napawać wakacjami :) W najbliższym czasie pojawi się kilka recenzji fajnych produktów oraz lipcowych ogggrrrooommnnyych zakupów :D Zapraszam do krótkiej recenzji, ach i przepraszam za kiepskie zdjęcia, ale mój Galaxy coś ostatnio kiepsko się sprawuje ;/ Pozdrawiam i całuje :* :)

Cena: 7,99 zł na promocji w

Rossmann'ie, zaś w regularnej cenie kosztuje 9,99 zł

Pojemność: 500 ml

Opis producenta: Intensywna

pielęgnacja suchej skóry z oliwą z oliwek i masłem shea. Witamina

E i gliceryna zachowują skórę właściwie nawilżoną, pH

przyjazne dla skóry. Testowany dermatologicznie.

Skład: Skład:

Aqua, Glycine Soja Oil, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Glyceryl Stearate

Citrate, Caprylic/Capric Triglyceride, Butyrospermum Parkii Butter,

Glyceryl Stearate, Ethylhexyl Stearate, Olea Europea Oil, Tocopheryl

Acetate, Carbomer, Parfum, Sodium Hydroxide, Phenoxyethanol,

Methylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Butylparaben, Coumarin,

Geraniol, Butylphenyl, Methylpropional, Linalool, Citronellol, Hexyl

Cinnamal, Limonene, Alpha-Isomethyl Ionone.

Zapach: Eee... spodziewałam się

ładnego (znośnego zapachu) tak jak np. ma Ziaja w swojej serii

oliwkowej, ale niestety trochę się rozczarowałam. Szału nie ma,

ale tragedi też nie. Zapach idzie znieść, ale jest tak chemiczny,

momentami duszący, ale na szczęście nie czuje go na ciele.

Konsystencja: Na szczęście całkiem

przyzwoita, dobrze rozsmarowuje, szybko wchłania, nie pozostawia

tłustego filmu. Po wysmarowaniu ciało nabiera ładnego połysku.

Moja opinia: Kupiłam to masło

skuszona promocją w Rossmann'ie w połowie lutego. Naszła mnie

ochota na testowanie nowych mazideł, dlatego go kupiłam. Niestety

zapach zrobił na mnie niemiłe pierwsze wrażenie, ale później

konsystencja i działanie zupełnie to załagodziły. Kurcze... jest

to jeden z lepszych balsamów jaki używałam. Fajnie nawilża nawet

do 2 dni. Nadaje skórze piękny, naturalny połysk i delikatność.

Może i zapach odstrasza, ale reszta jest całkiem spoko. Przede

wszystkim ze względu na swoją pojemność jest wydajny i to jego

kolejny plus. Choć lubię testować mazidełka i mam już ich spory

zapas to z pewnością do tego, jak i innych wersji zapachowych wrócę

:)

Czy kupie ponownie? Tak, z pewnością

wypróbuje inne warianty zapachowe :)

A Wy je testowałyście? Chętnie

poczytam jakie Wy balsamy polecacie :)

Akcja Maliny

O tak tak tak !!!! Akcja Maliny- moja pierwsza akcja w jakiej wezmę udział :-)

Naprawdę przyda się zwłaszcza jeśli chodzi o dłonie bo nie umiem sobie z nimi poradzić, a dodatkowa mobilizacja na pewno mnie wesprze :-)

A oto zasady akcji:

5 dni z Vitalią po raz kolejny.

No i stało się tadam ! Kolejne 1,7 kg w dół ! :-] A dzięki czemu? Dzięki diecie. Tak jak ostatnio pisałam jestem na IGpro. I wiecie co... Tak jak ostatnio- na razie jestem zadowolona :-) fakt, że jestem napalona i najchętniej zrzucałabym 5 kg tygodniowo.... Jednak wiem, że nawet jeśli się da to jest to cholernie niezdrowe. A mi zależy jednak bardziej na trwałych efektach niż na natychmiastowych. Marzę o lekkim lecie i wierzę, że uda mi się to być może dzięki tej diecie. 

Moje spostrzeżenia? Czuję się dobrze- nie będę kłamała, że nie brak mi niektórych rzeczy bo łasuch ze mnie straszny i nie pogardziłabym McFlurry które kocham :-) Mimo to nie mam poczucia, że jem jakieś totalnie niekolorowe i bezsmakowe papki. Jedzenie jest smaczne i różnorodne.Jednak czuję energię, czuję że jestem taka hmmm silna?Dzięki różnorodności i dzięki temu, że jem co trzy godziny praktycznie nie odczuwam głodu. Ciężko mi jest co prawda dbać na 100% o tę systematyczność, ale staram się i jako tako mi wychodzi. Za każdym razem kiedy pomijam posiłek dość intensywnie to odczuwam.Na razie to tyle. Ale to chyba dla mnie najważniejsze- chudnąć i nie czuć głodu. I wiecie co... Bardzo podoba mi się to, że liczę punkty a nie kalorie i inne wartości odżywcze- to naprawdę ułatwia sprawę i nie przeraża mnie aż tak bardzo jak kcal ;-)Z dalszymi wnioskami czekam na razie bo u mnie pierwszy tydzień to zawsze euforia, później zaczynają się schody :-p Czekajcie niecierpliwe hehe.Podzielę się jednak tym co mniej więcej jadłam :-) 

-Bułka grahamka-Niskosłodzone dżemy-kapustę kiszoną-sałatkę owocową-kaszę jaglaną-różne owoce typu kiwi, grapefruit i inne-awokado-kurczak-jogurty-grzyby-ryby

i wiele wiele innych produktów :-) Ułożonych oczywiście w zgrabny i ciekawy jadłospisik :-)

A ja znowu kombinuję...

Odkąd postanowiłam wydobywać skręt zaczęłam testować różne polecane (przez kręconowłose) żele do włosów.Pierwszym moim żelem była "męska", pomarańczowa Isana. Spisała się świetnie dla mnie, osoby zupełnie nie doświadczonej w ugniataniu loczków. Nie oblepiała, miała fajną konsystencję i można jej użyć naprawdę sporo, a włosy nadal są miękkie i sprężyste. Minusikiem jest trwałość - po kilku godzinach zostawały tylko niewielkie falki. Niedługo kupię kolejną tubkę, gdy tylko wykończę moje dwa obecne (o których napiszę za chwilkę).

Kolejnym jest niebieski żel Bielendy - Graffiti. Na opakowaniu napisane jest, że jest on MOCNY. Tutaj się nie zgodzę. Jest dość rzadki, ma granulki (które znikają po roztarciu w dłoniach), odżywkę, witaminę E oraz prowitaminę B5. Używam go, gdy włosy mi się rozprostują - czyli do poprawek. Nie polecam rozcierania go w wilgotnych dłoniach, gdyż robią się z niego nieestetyczne frędzelki. Nie skleja włosów, nabłyszcza je. Spisuje się także do wygładzania włosów na długości (na przykład niesfornych bejbików tudzież włosków o różnej długości).

Ostatnim żelem testowanym do tej pory jest mrożący żel Joanny. Jest najmocniejszym żelem, którego używałam. Jest najlepszy na mokre/wilgotne włosy. Mieszam go na dłoni z odżywką lub glutkiem lnianym, ugniatam włosy i robię plopping. Jeśli użyję zbyt dużo włosy są szorstkie, tępe i nieziemsko sklejone. Ugniatanie i para wodna nie pomagają.

Podsumowując, każdy z tych żeli ma (jak dla mnie) inne zadanie i sposób stosowania. Trzeba wyczuć własne włosy i sprawdzać, ile żelu nam potrzeba żeby nie zrobić sobie kuku i efektu matowych, zniszczonych włosów.

Jeśli macie jakichś swoich faworytów (bezalkoholowych :D) to piszcie, ja nadal szukam tego idealnego.

Akcja depilacja...

Lato to czas kiedy najczęściej sięgamy po różne metody depilacji. Dlatego też, chcąc zachwycić gładkimi nogami, zdecydowałam się na zakup Cukrowego wosku do depilacji z DAX Cosmetics.10 woskowych plastrów kosztowało mnie 10 zł, więc całkiem przyzwoicie.

Według opisu producenta, plastry te powinny usuwać nawet krótkie włoski.Sposób użycia:

Dla dziewczyn które jeszcze nie miały do czynienia z takimi plastrami wyjaśnię tylko, że plastry z woskiem należy ogrzać w dłoniach lub na grzejniku (w zimie), po czym rozkładamy plaster na dwie części - obie możemy wykorzystać i przyklejamy do skóry. Przykładamy plaster zgodnie z kierunkiem rośnięcia włosków i energicznie odrywamy w kierunku przeciwnym do ich wzrostu.

Przed zabiegiem możemy użyć talku kosmetycznego, co zwiększy skuteczność depilacji.

Wosk zmywamy oliwką kosmetyczną - opakowanie zawiera również 3 chusteczki nasączone oliwką. Nie używamy do tego wody, mydła, ani żadnych gąbek. Ciepłej wody możemy użyć dopiero po zastosowaniu oliwki, nie używamy natomiast kremu, skóra musi sama "dojść" do siebie.Moje wrażenia:Muszę przyznać, że pierwsze zetknięcie z zapachem tego wosku było bardzo przyjemne. Wosk ma zapach cukrowo-miodowy.Niestety szybko się przekonałam, że po dłuższym czasie stosowania zmienia się z przyjemnego na mdły... Ciężko mi było wąchać te słodkości....

Co do skuteczności...To moje pierwsze zetknięcie z tego typu produktem, zatem spodziewałam się, że po przyklejeniu plastra do nogi (niczym w filmach) będę miała trudność z odklejeniem go. Na pewno znacie te sceny, gdy kobiety krzyczą przy odrywaniu plastrów:P Cóż...strach ma wielkie oczy, tyle, że ja takiego uczucia i idealnej depilacji przy nich nie doświadczyłam. Plastry wyrywają pojedyncze włoski, dużo jednak zostawiają, trzeba je przyklejać kilkakrotnie w danym miejscu. Na szczęście jeden plaster możemy używać wielokrotnie. Niestety, szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie idealnej depilacji całych nóg za pomocą tego sposobu. To by chyba zajęło wieki.

Przekonana, że pewnie zbyt słabo nagrzewam wosk robiłam jeszcze kilka podejść z plastrami, niestety z podobnym skutkiem. Jeśli szukacie czegoś szybkiego i naprawdę skutecznego, to upierałabym się czy będzie to metoda dla Was...

Po depilacji skóra się klei, więc trzeba usunąć resztki wosku chusteczkami lub samą oliwką. Z tym na szczęście nie miałam problemu.Dajcie znać, czy używałyście takich plastrów. Czy jest jakiś sposób by naprawdę zadziałały? Wszelkie uwagi mile widziane:)